Przypuśćmy, że znana firma wydawnicza opracowuje słownik, w którym będą objaśniane i tłumaczone słowa właściwe jakiemuś rzadkiemu dialektowi. W tym celu firma może zatrudnić językoznawców, którzy na temat tego dialektu mają potrzebną do opracowania słownika wiedzę. Ale może także uzupełnić wiedzę zatrudnionych językoznawców, korzystając z możliwości jakie obecnie daje internet i za jego pośrednictwem zwrócić się do wszystkich, którzy danym dialektem się posługują lub go znają, aby przyłączyli się do tworzenia słownika i nadesłali przykłady słów i zwrotów, które mogą nie być znane ekipie redakcyjnej.
Opisane wyżej działanie nie jest nowe i funkcjonowało nawet w czasach, gdy o internecie nikt jeszcze nie słyszał, ale nie było wtedy jeszcze nazwane. Dzisiaj już nazwane jest, a jego nazwa brzmi – crowdsourcing. Nazwa jest angielska jak większość współczesnych technicznych i internetowych terminów i ma swoje źródło w dwóch słowach: crowd – czyli tłum oraz source – czyli źródło. W tym wypadku źródłem będą rozmaite innowacje społeczne dotyczące realizowanego tematu. Osoby pracujące w dużych korporacjach z pewnością z miejsca spostrzegą podobieństwo tego terminu z powszechnie znaną metodą outsourcingu, który jednak polega na tym, że pewne prace również zleca się na zewnątrz, ale konkretnej i wybranej uprzednio firmie.
Metoda crowdsourcingu przynosi często znakomite efekty i może być stosowana na różne sposoby. Można, na przykład, zaoferować zgłaszającym się stosowną zapłatę za wniesione do realizowanego projektu poprawki i udoskonalenia i w związku z tym liczyć na zwiększone zainteresowanie tym projektem i bardziej zróżnicowane pomysły społeczne, które projekt udoskonalą. Można też takie otwarte innowacje, czyli innowacje w których wprowadzający je podmiot korzysta z wiedzy otoczenia pozostawić bez żadnej zapłaty i także liczyć na stosowny odzew. W ten właśnie sposób powstawał przez ponad siedemdziesiąt lat słynny słownik Oxford English Dictionary.