Zgodnie z zapowiedziami polityków partii rządzącej, nabierają tempa coroczne podwyżki wynagrodzeń minimalnych. W 2015 roku, czyli w momencie objęcia władzy przez rząd Beaty Szydło, płaca minimalna wynosiła 1750 zł brutto. Od 1 stycznia 2016 wzrosła o niecałe 6%. W następnych latach wzrost wynosił odpowiednio: 8,1% w roku 2017, 5% w roku 2018 oraz 7,1% na początku tego roku. Podwyżka, jaka nas czeka na początku 2020 roku jest największa z dotychczasowych. Płaca minimalna wzrośnie z 2250 do 2600 złotych, to jest o ponad 15%.
W najbogatszych krajach Unii Europejskiej, płaca minimalna kształtuje się na poziomie od 1400 do 1600 euro. W Grecji i Portugalii pracownikom trzeba płacić około 700 euro. Płacę minimalną niższą od polskiej mają między innymi Węgry, Czechy i Słowacja. Najniższa stawka w UE obowiązuje w Bułgarii i w 2019 roku wynosiła 286 euro.
Zgodnie z podstawowymi prawami ekonomii, wzrost kosztów pracy doprowadzi do spadku popytu na nią. Z tego faktu wynika największy zarzut, jaki podnoszą przeciwnicy ustalania wysokich poziomów wynagrodzeń minimalnych. Gdyby wszystkie inne czynniki mające wpływ na wielkość zatrudnienia nie zmieniły się, podwyżka płacy minimalnej doprowadziłaby do wzrostu bezrobocia. W Polsce prawdopodobnie na razie się to nie wydarzy. Negatywny efekt zostanie stłumiony przez stosunkowo wysokie tempo wzrostu gospodarczego.
Wynagrodzenie minimalne ma rosnąć dalej. Od 2024 roku ma wynosić 4000 złotych brutto. Oznacza to, że prawdopodobnie poziom wynagrodzeń minimalnych przekroczy 60% średniego wynagrodzenia w gospodarce. Byłby to najwyższy poziom w Europie. W większości krajów wskaźnik ten jest na poziomie pomiędzy 40 a 50% i ekonomiści z reguły uważają, że takie poziomy nie powodują ujemnych skutków dla wzrostu gospodarczego. Główny Urząd Statystyczny nie ma jeszcze danych za 2019 rok, ale według dostępnych statystyk za rok 2018, prawie jedna trzecia zatrudnionych w polskiej gospodarce, zarabiała mniej niż 60% średniej krajowej. Jeżeli ten wskaźnik się nie zmieni, na początku roku 2024 pracodawcy będą musieli dość znacznie podnieść wynagrodzenia aż 3 milionów osób. Obiektywnie patrząc, koszty takiej operacji dla całej gospodarki mogą być ogromne.
W tej sytuacji większość komentatorów i polityków opozycji prawdopodobnie zajmie się narzekaniem. My jednak nie traćmy czasu. Poszukajmy szans biznesowych.
Zastanówmy się, jakie efekty może przynieść podwyżka płacy minimalnej dla konkretnych działów gospodarki. Obecnie wynagrodzenia poniżej 2600 zł brutto są najczęściej wypłacane w gastronomii, usługach hotelarskich, handlu detalicznym, produkcji odzieży i ochronie mienia.
Konieczność wzrostu wynagrodzeń sprawi, że szczególnie w tych branżach, opłacalne stanie się zastąpienie człowieka przez maszynę. W gastronomii może wzrosnąć rola lokali samoobsługowych, w handlu coraz częściej będą wprowadzane samoobsługowe lub automatyczne kasy, a być może już niedługo bezobsługowe staną się całe sklepy. Przy okazji wzrośnie jeszcze bardziej rola z natury zautomatyzowanej branży e-commerce. Ochroną mienia coraz częściej będą się zajmować systemy monitoringu, również automatyczne i używające sztucznej inteligencji, a rolę kierowców przejmą samochody autonomiczne.
Wnioski dla inwestorów są oczywiste. Należy inwestować w rozwiązania umożliwiające zastąpienie pracy człowieka w branżach, gdzie wzrost kosztów pracy będzie znaczący.
Wnioski dla technologicznych start-upów? Też oczywiste. Szukać zastosowań algorytmów sztucznej inteligencji czy rozwiązań z zakresu robotyki i automatyki dla branży handlowej, gastronomicznej czy hotelarskiej.
A co z bezrobociem? Pozostaje mieć nadzieję, że maszynę zastępującą pracę pięciu robotników będzie musiało obsługiwać dziesięciu inżynierów. A nawet jeżeli nie, to i tak największym kapitałem będzie wiedza.